Ta sukienka jest właściwie bliźniacza do sukienki z poprzedniego postu. No dobrze, ta jest wąska, kolory są odwrócone, groszki w górnej części... ale poza tym to jest praktycznie identyczna.
Tak naprawdę rzadko kupuję sukienki w sieciówkach. A to długość przed kolano, a to fason nie taki... A nawet jeśli znajdę odpowiednią, to często się waham z czysto samolubnych powodów - "potem wszyscy będą w takiej chodzić...". Częściej zaglądam do second handów, internetu czy odwiedzam krawcową. Zdarza się jednak, że po zobaczeniu sukienki w look booku potrafię jechać dwa miasta dalej :) Tak było i z tą sukienką.
Wielokrotnie jestem pytana o to czy chodzę w spodniach. Zwykle mówię, że nie, chyba, że do uprawnia sportu. Zanim stałam się ortodoksyjną wyznawczynią sukienek, zdarzało mi się chodzić w spodniach, ale znalezienie odpowiedniej pary na moją figurę graniczyło z cudem. Był to też jeden z powodu wybrania sukienek i spódnic.
Granatowa sukienka w białe groszki, apaszka wiązana pod szyją, delikatny szyfon....
Sukienka jest bardzo elegancka, troszkę inna niż większość moich letnich kreacji.
W zeszłym roku miałam przyjemność brać udział w sesji z Dawidem Baranem. Wybraliśmy klimat pikniku w ogrodzie. Idealnie wpasowała się moja różowa, szyta z pełnego koła, sukienka w stylu lat 50.